
5 października rano spałem jeszcze po ciężkich przejściach ostatniego dnia i nocy, kiedy do izby weszli Kaczorowski i Mickiewicz. Ucieszyli się bardzo z odnalezienia Witka i mnie, gdyż uważali nas za zabitych. Ponieważ po wczorajszej kontuzji czułem się fatalnie, wykopali mi solidny dołek na pobliskiej linii oporu, żebym się sam nie męczył, a Kaczorowski wziął na siebie dowodzenie. Mogłem się więc martwić tylko sam o siebie. Szybko zagospodarowałem się na stanowisku i wobec spokoju na przedpolu zabrałem się do śniadania. Z poprzedniego dnia miałem w menażce kawałek kury, a w chlebaku solidny kawałek chleba. Zdjąłem plecak, odpiąłem menażkę, odgryzłem kawałek kury i akurat się zaczęło. Niemcy rozpoczęli natarcie.
Czytaj dalej