Jakiś czas temu podzieliliśmy się z Państwem wspomnieniami kleeberczyka pchor. Janusza Feista ze 178. pp (50. DP „Brzoza”). Zostały one spisane z nagrań, które otrzymaliśmy od synów Janusza Feista. A nagrania powstały głównie z myślą o młodzieży szkolnej, z którą Janusz Feist, zmarły przedwcześnie w 1977 r., chciał dzielić się swoimi wspomnieniami.
Oto kolejny fragment.
DZIAŁKO PPANC.
W październiku dzień budzi się powoli. Na podmokłych łąkach nad rzeczką Czarną snują się mgły. Pod mostem, prawie w wodzie, stanowisko naszego działka przeciwpancernego. To dobra broń. Kaliber 37 mm przebija pancerze czołgów z łatwością. Koła na oponach ułatwiają przetaczanie. Celowniczy, patrząc w lunetkę z krzyżem, naprowadza lufę dwoma pokrętłami. W prawym umieszczony jest spust, więc może odpalić, nie odrywając ręki od pokrętła, a oczu od lunetki. Ładowanie, zamknięcie zamka z napięciem iglicy, trwa około 3 sekund. To sprawa ładowniczego i amunicyjnych. Całością kieruje działonowy. Sprawna obsługa może oddać dwanaście do piętnastu strzałów na minutę.
Ale wracajmy do sytuacji. Działko stoi we mgle. Natomiast podłużne wzgórze za łąką, równolegle do rzeczki, jest widoczne. Prawie na wprost działka jest w nim rozpadlina. I nagle od strony Niemców słychać warkot silników, a w rozpadlinie pokazuje się samochód terenowy. Już celowniczy jest na stanowisku i szybkimi ruchami naprowadza lufę na cel. Ale stojący obok działonowy mówi: Poczekaj.
Samochód wytacza się na równinę. W rozpadlinie pokazuje się następny. Jeszcze czekaj, mówi działonowy. Warkot narasta. Na równinie coraz większy wachlarz samochodów. Piechociarze ze swoich stanowisk odwracają głowy w stronę działka. Co oni tam, do cholery, śpią? Ogłuchli czy oślepli? Amunicji nie mają?
Kiedy w rozpadlinie pokazuje się kolejna maszyna, działonowy mówi: Teraz.
Huknął strzał. I prawie natychmiast wybuch w rozpadlinie. Poleciały w powietrze jakieś kawałki, jakieś strzępy. I po chwili – ogień. Wrak, zlany benzyną, daje wysoki płomień.
Teraz polowanie na tych na równinie. Jeden, drugi strzał trafny. Niemcy uciekają do rozpadliny. Próbują się przecisnąć koło palącej się maszyny. Teraz w tę kupę! – krzyczy działonowy. Jeszcze kilka strzałów i cisza. Tylko na łące dopalają się dwa samochody, a w rozpadlinie buzuje ogromne ognisko z pozostałych wozów. Co chwila tryskają w górę ogniki wybuchającej amunicji.
Ale to nie jedyny sukces tego dnia.
Słońce stoi już wysoko na niebie, kiedy ukazuje się samolot niemiecki i nurkując nad stanowiskami naszej piechoty, ostrzeliwuje ją z karabinów maszynowych. Nalot, skręt z poderwaniem do góry, skręt i znowu nalot. Pilot chce dobrze wykonać swoje zadanie. Przy nalocie tak dusi maszynę, że zniża się do kilku metrów nad ziemią. W pewnym momencie leci wprost na działko. Może go nie zauważył w cieniu od mostu, a może jest zbyt pewny siebie. Szybki ruch pokrętłami. Lufa działka prawie dochodzi do maksymalnego kąta podniesienia. Pionowa linia krzyża w lunetce na silniku samolotu. Jeszcze minimalna poprawka i skurcz ręki na spuście. Huk na ziemi i błysk w powietrzu. Z hurkotem i gwizdem spadają na ziemię kawałki tego, co jeszcze przed chwilą było samolotem.
Janusz Feist urodził się 5 listopada 1920 r., zmarł 21 maja 1977 r., jest pochowany w Wieliczce. Po bitwie pod Kockiem przedostał się do Warszawy, pozostał jej obrońcą do 1945 r.
Na zdjęciu rzeczka Czarna.
Pokaż mniej