PANIE KAPITANIE, PROSZĘ O OGIEŃ
Droga Kock – Poizdów, do 3 października oś natarcia 179. pp. Pod Poizdowem skraj obrony prawego skrzydła XIV Korpusu niemieckiego. Sceneria jak wszędzie w dolinie Wieprza i Czarnej: podmokłe łąki, drogi na nasypach, wysadzane drzewami.
Sytuacja: moment zatrzymania naszego natarcia niemiecką nawałą artyleryjską i ogniem broni maszynowej. Stanowisko podchorążego Kaczorowskiego – przy samej drodze. Ogień cekaemów jest tak silny, że ścina gałązki i liście z drzew. Żołnierze, rozsypani po łące, wygrzebują dołki, żeby się choć trochę osłonić. Jest wielu rannych i zabitych.
W tym czasie podchorąży Roland Mickiewicz czołga się do tyłu, wlokąc podchorążego Jerzego Karaszewicz Szczypiorskiego, któremu pocisk wyrwał pół wątroby. Jurek prosi: zostaw, i tak nic ze mnie nie będzie. Jednak Mickiewicz jest uparty. Mokry od potu, czołga się szybko, bo Jurek traci mnóstwo krwi i ratunek, jeśli ma być skuteczny, musi być szybki.
Po 600 m ogień jest mniejszy i Roland podnosi się z Jurkiem, aby pobiec kawałek. W tym momencie Jurek dostaje postrzał z cekaemu. Roland pada i dalej czołga się z rannym. Wreszcie, zlany własnym potem i krwią kolegi, dostarcza go do punktu sanitarnego. Ale jest już za późno. Podchorąży Karaszewicz Szczypiorski umiera.
A na pierwszej linii nasza tyraliera przeżywa kryzys. Ogień dział i cekaemów nadal jest piekielny. Ludzie oglądają się do tyłu i gdyby nie bali się wyczołgać z dołków, uciekliby natychmiast.
Po drugiej stronie drogi w podobnej sytuacji leży sąsiednia kompania. I nagle na szosie pojawia się postać: szczupły, nawet chudy kapitan, dowódca tamtej kompanii. Staje wyprostowany, wyjmuje papierosa, zapala. Widząc to, Mietek Kaczorowski podrywa się ze swego dołka, wyskakuje na szosę, podchodzi na trzy kroki do kapitana, trzaska obcasami, podnosi rękę do daszka polówki, salutuje.
– Melduję się z prośbą o ogień!
Kapitan uśmiecha się, kiwa głową. Podchorąży Kaczorowski wyjmuje papierosa, podchodzi, przypala. Kapitan spaceruje. Na lewej piersi na czarno-niebieskiej wstążce ma zawieszony srebrny krzyż Virtuti Militari. Żołnierze krzyczą: Niech pan się schowa! Zabiją pana! Kapitan macha ręką. – Nie pierwsza wojna, nie pierwsza kula.
Tak w krytycznej sytuacji została opanowana panika w obu kompaniach.Na zdjęciu Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari nadany mjr. Michałowi Bartuli ze 179. pp. Z naszych zbiorów.