1 września 1939 roku, 82 lata temu, rozpoczęła się II wojna światowa.
Oto wspomnienia mjr. Tadeusza Grzeszkiewicza, wówczas zastępcy szefa Wydziału Mobilizacji i Uzupełnień DOK IX (Brześć).
CHRONOLOGICZNY PRZEBIEG DZIAŁAŃ WOJENNYCH 1939 R. NA TERENIE DOK IX
W piątek, pierwszego września 1939 r., niemieckie formacje lotnicze zaatakowały lotnisko Małaszewicze. O godz. 5.00 spadły bomby.
Obudziły nas z żoną silne detonacje. Nie bardzo spodziewaliśmy się tu, na głębokich tyłach, wojny. Zbudzeni detonacjami, rozważaliśmy z żoną, co to może być. Sądziłem początkowo, że to może w Centrum Wyszkolenia Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwgazowej, jakieś ćwiczenia, ale kierunek detonacji był inny. Ubrałem się, wyszedłem do sztabu. Oficer dyżurny poinformował mnie, że Niemcy bombardują lotnisko Małaszewicze. Kilkanaście minut później jechaliśmy z generałem, dowódcą OK IX, na lotnisko. Nalot nie był zbyt celny, ale straty były: zarówno w personelu, jak i sprzęcie. Zniszczono pusty hangar, budynek kuchni, spłonęło kilka szkolnych aparatów. Nowe Łosie na szczęście ocalały. Generał polecił niezwłocznie przerzucić Łosie na lotniska zapasowe, w głębi Polesia, pod Pińskiem.
Komendant lotniska melduje, że będzie ten rozkaz wykonywał sukcesywnie, ponieważ ma zaledwie kilku pilotów, którzy umieją latać na Łosiach, a samoloty te są jeszcze bez uzbrojenia i przyrządów nawigacyjnych. Będzie to dość długo trwało, gdyż pilot dostawiwszy samolot, będzie wracał samochodem, który trzeba podesłać – i znów następny.
Ale na lotnisku Małaszewicze nie widać paniki. Jest podniecenie, dużo krzątaniny przy naprawianiu szkód, rozrzucaniu sprzętu po okolicznych polach, tłumieniu pożaru rozbitego hangaru i kuchni. Olbrzymie zbiorniki paliwa głęboko ukryte pod ziemią zupełnie nie ucierpiały, choć upadły na nie bomby lotnicze.
Wracamy do sztabu DOK. Na odprawie generał wydaje polecenia zapewnienia opl biernej dla całego terytorium OK, pełne zaciemnienie, wystawienie opl czynnej, tam gdzie jest sprzęt artyleryjski lub ckm przystosowane do opl.
Mobilizacja na naszym terenie jest w pełnym toku. Sztab DOK jest również częściowo rozparcelowany: kpt. dypl. Jan Ender odchodzi bezzwłocznie gdzieś pod Kraków7, ja mam trzeciego dnia mobilizacji zgłosić się w Oddziale III Sztabu Naczelnego Dowództwa w Warszawie po rozkazy. Odchodzi również szereg oficerów służb DOK do rozmaitych jednostek w polu. Z tytułu zarządzeń mob., dowódca OK nie otrzymuje w pierwszych dniach mob. żadnych specjalnych zadań ani funkcji. Wobec tego wykonuje tylko zadania wynikające z założeń mobilizacyjnych oraz wydaje rozkazy, mające na celu przeciwdziałanie nalotom i zakłóceniom przebiegu mob.
Mobilizacja nie przewidywała reorganizacji komórek sztabu DOK. Funkcjonują one nadal, a rozkazodawstwo płynie według pokojowej organizacji sztabu.
Kasyno garnizonowe twierdzy, położone w pobliżu gmachu DOK, zostało częściowo zamienione na izbę przyjęć oficerów rezerwy, którzy dość licznie zaczęli napływać do twierdzy. Do wieczora nie powtórzyły się niemieckie naloty. Mobilizacja przebiega wszędzie sprawnie, meldunki przychodzą na czas z każdego garnizonu. Łączność z Warszawą jest bez przerwy, zarówno telefoniczna, jak i juzem i radiostacjami.
Najwięcej pracy w sztabie DOK jest obecnie w dziale mob. Ppłk dypl. Kazimierz Stawiarski urzęduje w sztabie bez przerwy. Wstawił sobie polowe łóżko, jest cały czas zorientowany w przebiegu mob. Uruchamia OZ-y, BZ-y, szpitale polowe, kolumny transportowe, eszelony, kompanie i baony marszowe, służby tyłowe, sprawdza terminy, wyposażenie, ma pełne ręce roboty. Ale również doskonały personel pomocniczy i choć bez kpt. Endera, który już odjechał, doskonale sobie radzi i okresowo, co kilka godzin melduje, że mob. na naszym terenie idzie bez zakłóceń. Generał, w moim towarzystwie, wyjeżdża na krótkie wypady do najbliższych garnizonów i przeprowadza bieżące lustracje.
Przeprowadza je również dotychczasowy szef Sztabu, ppłk dypl. [Zygmunt] Trzaska‑Durski, wyjeżdżając do dalszych garnizonów, takich jak Słonim czy Baranowicze.
Za: „SGO 'Polesie’ w dokumentach i wspomnieniach”